5 faktów o mnie, których prawdopodobnie nie znacie

Dzisiaj wpis z gatunku tych nieco luźniejszych (w sam raz na weekend), bowiem sklep internetowy Coffeedesk.pl z którym współpracuję od kilku lat, namówił mnie do ujawnienia pewnych faktów o mnie, których prawdopodobnie nie znacie. Zapraszam zatem do lektury z której dowiecie się dlaczego nie wiem o co chodzi w serialach Netflixa, dlaczego rzuciłem pracę w banku i co kolekcjonuję.

WPIS ZAWIERA LOKOWANIE PRODUKTÓW I REKLAMĘ COFFEEDESK.PL

1. NIE PIJĘ KAWY

Podobno aż 73% Polaków pije kawę przynajmniej raz dziennie, ja natomiast nie piję kawy w ogóle, co niejednokrotnie było przyczynkiem zabawnych sytuacji na spotkaniach prywatnych i zawodowych:

– To co, kawa dla ciebie?
– Dzięki, nie piję kawy, więc poproszę herbatę albo wodę.
– To może za godzinkę zaproponuję kawę?
– Ale ja w ogóle nie piję kawy.
– Co?! To tak można?

Jak widać można 🙂 Po prostu nigdy nie polubiłem smaku kawy i tak już zostało. Uwielbiam za to herbatę i to jest coś, czego nie może u mnie w domu zabraknąć. Pamiętam, że jeszcze kilka lat temu piłem głównie popularne herbaty marketowe (te w żółtym pudełku), niespecjalnie interesując się tym tematem i uważając, że „to tylko herbata” i nie ma co przepłacać za coś bardziej wysmakowanego.

W życiu często tak jest, że dopóki sam nie zaczniesz dostrzegać różnic jakościowych pomiędzy produktami, to po prostu nie będziesz widział sensu wydawania większych kwot na taki droższy produkt. Myślę, że takie podejście dotyczy każdej branży i jest to zupełnie normalne i rozsądne. Dawno temu twierdziłem, że nie warto przepłacać za dżinsy, bo uważałem, że egzemplarze z sieciówek za 100-150 zł wyglądają tak samo jak egzemplarze za 300-400 zł ze sklepów specjalizujących się w tym produkcie. Ale przecież wygląd to tylko jedna z cech. Innych, istotnych cech nie dostrzegamy od razu  (jakość materiału, krój, trwałość, wygoda).

Ja przez wiele lat miałem podobne zdanie o herbacie. Po prostu nie dostrzegałem tych różnic, aż w końcu kilka razy spróbowałem czegoś lepszego i nie ukrywam, że wciągnęło mnie odkrywanie świata herbaty. Obecnie mam jedną ulubioną markę, którą piję najczęściej (Teministeriet), ale lubię też próbować ciągle nowych marek i smaków. Cieszę się, że powstaje też coraz więcej polskich firm, które stawiają na herbaciany produkt premium. Dzisiaj chciałbym wam polecić dwie polskie marki, które miałem ostatnio okazję przetestować.

Szczególnie polecam wam ofertę firmy Brown House & Tea. To świetne gatunkowo herbaty kraftowe tworzone z najwyższej jakości składników (wyłącznie z upraw ekologicznych), a do tego pięknie opakowane i w rozsądnych cenach. Obecnie na Coffeedesk.pl znajdziecie ich herbatę Darjeeling w zakładce „Herbata miesiąca”. Jeśli lubicie testować nowe smaki, to zaglądajcie tam regularnie, bo co miesiąc są tam selekcjonowane nowe propozycje, które zazwyczaj przez cały miesiąc są dostępne w promocyjnej cenie.

Darjeeling przypadnie do gustu fanom herbacianej klasyki, czyli czarnej herbaty. Pochodzi ona ze słynnego indyjskiego regionu Darjeeling. Polecam wam też smak Rosalba tej samej marki. To z kolei połączenie czarnej herbaty z pąkami róży. Niesamowicie pachnie, a jakość składników widać już po otwarciu wieczka. Smakuje wybornie 🙂

A druga polska marka, którą chciałbym wam podsunąć, to Dworzysk. Oni specjalizują się w gatunkach bardziej ziołowych (założyciele marki mają własne pole lawendy). To prawdziwe bomby zapachowe i smakowe. Można je pić na ciepło i na zimno. W zakładce „Herbata miesiąca” znajdziecie ich herbatę „Na zdrowie”. To mieszanka owoców dzikiej róży, kwiatów lawendy, bazylii, płatków dzikiej róży oraz liści mięty pieprzowej.

Jeśli zachęciłem was do spróbowania czegoś nowego, to mam dla was kod na bezpłatną dostawę ze sklepu Coffeedesk.pl. Dotyczy on całego asortymentu (nie tylko herbat) i zamówień opłaconych z góry. Kod mrvintageDD jest ważny do 27.06.2021, bez względu na kwotę zamówienia i rodzaj asortymentu.

Na zdjęciach możecie też zobaczyć dzbanek japońskiej marki Hario oraz żółtą filiżankę marki Loveramics.

2. ZBIERAM STARE KSIĄŻECZKI DZIECIĘCE

Od kilku lat jestem zafascynowany twórczością polskich ilustratorów książek dziecięcych z lat 40-80. ubiegłego wieku. Z jednej strony to zapewne sentyment do książek, które ja sam pamiętam z dzieciństwa, ale z drugiej strony to także fakt, że dopiero teraz, jako dorosły facet zacząłem doceniać kunszt tej trochę niedocenianej sztuki użytkowej, jaką jest i była ilustracja dziecięca.

Dzisiaj być nie jest już ona tak znacząca, bo jej funkcje częściowo przejęła telewizja i internet, natomiast kiedyś najpopularniejsze tytuły książek dziecięcych były drukowane w milionach egzemplarzy, co oznacza, że były niemal w każdym domu. To one kształtowały wyobraźnię milionów młodych osób – zarówno treść, jaki i ich ilustracje. Jeśli chodzi o treść, to mamy swoich klasyków literatury dziecięcej, których wszyscy kochali (Tuwim, Brzechwa, Januszewska, Niziurski), ale mamy też klasyków ilustracji dziecięcej, których prace zapadały w pamięć na długie lata, choć mało kto kojarzy ich nazwiska.

Szancer, Witz, Butenko, Rychlicki, Papcio Chmiel – to tylko kilka nazwisk artystów, którzy tworzyli fantastyczne prace bez użycia grafiki komputerowej, lecz za pomocą farb, tuszu, ołówka i kartki papieru. Książeczki dziecięce z lat 40-80, mimo miernej jakości papieru (taki wtedy był w Polsce), nadal cieszą oko. I właśnie dlatego zacząłem je zbierać. Jeśli interesuje was ta tematyka, to gorąco polecam wam monumentalną książkę-album „Admirałowie wyobraźni. 100 lat polskiej ilustracji w książkach dla dzieci”.

Ale poza zbieraniem książeczek, pojawiła się u mnie jeszcze jedna pasja z tym związana. Zacząłem wyszukiwać i kupować oryginalne ilustracje, które były tworzone na potrzeby różnych tytułów dziecięcych. To oczywiście ma funkcje dekoracyjne (te prace po prostu wiszą u mnie na ścianach estetycznie oprawione), ale także jest rodzajem lokaty kapitału.

Ilustracja Jana Marcina Szancera do książki „Pirlim-Pem”

Ilustracja Zbigniewa Rychlickiego do książki „Tatry moje Tatry”

Ilustracja Jana Marcina Szancera do książki „Przygody Jelonka Pyszałka”

Prace takich ilustratorów jak Jan Marcin Szancer osiągają na aukcjach ceny nawet kilkunastu tysięcy złotych,

 » Czytaj dalej

Powered by the Echo RSS Plugin by CodeRevolution.

Może Ci się również spodoba

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *