Jeśli nie japonki i Crocsy, to co na plażę?

Mimo, że w ostatnich dniach pogoda bardziej przypomina późną jesień niż późne lato, to dzisiaj mam dla was temat mocno letni i urlopowy. Ale uznałem, że produkty które chcę wam dzisiaj rekomendować można właśnie teraz kupić w dobrej cenie (posezonowe wyprzedaże), a wykorzystać można je za rok albo jeszcze w tym roku, jeśli planujecie w najbliższych miesiącach jakieś ciepłe kierunki urlopowe. Temat ten wzbudził spore zainteresowanie u mnie na Instagramie i dlatego postanowiłem go tu przenieść i szerzej rozwinąć.

A wszystko zaczęło od mojego niedawnego wyjazdu wakacyjnego na który chciałem zakupić obuwie plażowe. Wiecie, takie, w którym można iść na plażę, można wejść do wody, pod prysznic. Czyli z tworzywa sztucznego. Najpopularniejsze obuwie o takim zastosowaniu to oczywiście klapki. Na rynku jest ich mnóstwo, ale od wielu lat najpopularniejsze są tzw. japonki. Buty, których ja nie znoszę, po prostu. Uważam je za wybitnie niewygodne (podziwiam facetów którzy uprawiają w nich pieszą turystykę wakacyjną), a poza tym walory estetyczne japonek są mocno wątpliwe. Możecie się ze mną nie zgodzić, ale moim zdaniem męska stopa wygląda w nich okropnie i dlatego nigdy się z nimi nie polubiłem.

Oczywiście są też inne rodzaje klapków z tworzywa sztucznego, ale z nimi również nigdy nie było mi po drodze. Jest zatem jakaś alternatywa? No niby tak, zresztą również bardzo popularna w Polsce w sezonie letnim. Mam na myśli Crocsy i ich tańsze zamienniki, które są w stałej ofercie wielu marketów. To obuwie przypominające tradycyjne chodaki, czyli dość masywne klapki, ale w przeciwieństwe do chodaków są bardzo lekkie, bo wykonane z pianki lub gumy/kauczuku. Ten rodzaj obuwia jest podobno bardzo wygodny, ale tu również walory wizualne są wątpliwe, więc sami rozumiecie, że esteci nie mają łatwo w sezonie letnim, gdy szukają czegoś równie praktycznego jak klapki czy Crocsy, ale znacznie ładniejszego.

No więc tuż przed wyjazdem na urlop wróciłem do pomysłu, który rozważałem już kilka lat temu, czyli butów kanadyjskiej marki Native. To firma, która specjalizuje się w obuwiu produkowanym z pianki EVA, czyli podobnego surowca co marka Crocs (oni mają swój patent), ale nie produkują z tego klapków, lecz fasony inspirowane obuwiem krytym. W Polsce można je kupić m.in. w Pan Pablo, Hegos, Answear i MM Sport (u nich chyba największy wybór i najlepsze ceny). Najbardziej znanym modelem tej firmy jest Jefferson, który przypomina klasyczne trampki, z tą różnicą, że całość jest wykonana z lekkiej pianki, a cholewka buta jest podziurkowana. Oczywiście nie jest to jakoś wyjątkowo estetyczne obuwie, ale z pewnością dużo ładniejsze niż japonki czy obuwie crocso-podobne.

Pamiętam, że kilka lat temu rozważałem te buty, ale uznałem, że szkoda mi wydawać ponad dwie stówy na obuwie plażowe z tworzywa sztucznego, no ale jak to mówią „tylko krowa nie zmienia zdania”. Tak było w tym przypadku. Tuż przed wyjazdem na urlop byłem akurat na chwilę w Warszawie i postanowiłem je zmierzyć w centrum handlowym. Okazały się tak wygodne, że dopiero wtedy zrozumiałem fenomen tej marki i kupiłem dla siebie szare Jeffersony. Myślałem, że będę je zakładał tylko na plażę, ale okazały się tak komfortowe, że praktycznie cały urlop w nich śmigałem (łącznie pewnie ponad 50 kilometrów). Poza lekkością i świetną amortyzacją, największym zaskoczeniem było dla mnie to, że stopa nie poci się w tych butach, a tego się obawiałem, bo jest to jednak tworzywo sztuczne. Przypuszczam, że zapobiega temu ta dziurkowana cholewka, ale też porowata struktura wnętrza buta, która sprawia, że skóra nie styka się całą powierzchnią z wnętrzem buta. Dzięki temu stopa lepiej oddycha i nie poci się.

Niestety w moich Jeffersonach dość szybko ujawniła się jedna wada. Otóż po kilku założeniach zaczęły się robić takie szczeliny na krawędziach podeszwy (w miejscu gdzie rant łączy się z podeszwą) w które dostawał się piasek i drobne kamyczki.

Pokazywałem to na Instagramie i wielu obserwatorów pisało mi, że w ich Jeffersonach nic takiego się nie działo, więc zakładam, że trafił mi się jakiś gorszy egzemplarz i po prostu spróbuję to zareklamować. Ale ogólnie mogę wam to obuwie polecić. Poza wspomnianą wadą, ja jestem z nich bardzo zadowolony. Obserwatorzy pisali mi, że noszą swoje Native kilka lat i nadal są w dobrym stanie, więc ta kwota, która początkowo wydawała mi się przesadzona, jednak nie powinna zniechęcać, gdy „rozłożymy” to na kilka lat.

Poza komfortem, warto jeszcze podkreślić, że jest to obuwie w którym można iść na plażę, ale też bez wstydu do restauracji po plażowaniu, czy po prostu na zwiedzanie miasta. Dobrze wyglądają nie tylko do szortów, ale też do długich spodni (w przeciwieństwie do klapków). No i szybko wysychają, więc można w nich wchodzić do wody czy pod prysznic. Podczas letnich deszczy, gdy jest ciepło, sprawdzą się też jako alternatywa dla kaloszy. Sprawdziłem to 🙂

Poza Jeffersonem, marka Native ma jeszcze ciekawy model o nazwie Miles – one z kolei nawiązują do wsuwanych tenisówek oraz model Howard, który jest inspirowany klasycznymi mokasynami żeglarskimi. Męskie fasony kosztują normalnie 249-269 zł, ale teraz na wyprzedażach można je kupić za 150-200 zł i uważam, że w tej cenie warto. Wszystkie te trzy modele dostępne są także w rozmiarach damskich i dziecięcych.

Oczywiście są także inne alternatywy dla Native, ja je odkryłem dopiero po powrocie z urlopu, więc z chęcią się z wami podzielę. Zacznę od butów, które pewnie teraz bym kupił w pierwszej kolejności, ale nie znałem ich wcześniej. Chodzi o markę Sperry Top-Sider, którą znam i lubię, ale jakoś przegapiłem to, że poza klasycznymi butami żeglarskimi w których się specjalizują od lat, mają też coś z pianki EVA, co może być alternatywą dla klapków. Jest to model Sperry Float, który bazuje na fasonie mokasynów żeglarskich, ale w całości wykonane są z tworzywa. Dostępne są w kilkunastu kolorach, kosztują około 160-170 zł. W polskich sklepach ich nie widziałem,

 » Czytaj dalej

Powered by the Echo RSS Plugin by CodeRevolution.

Możesz również polubić…